You are currently viewing Rozmowa z panem Bogdanem Twardochlebem

Rozmowa z panem Bogdanem Twardochlebem

Biogram:

Bogdan Twardochleb – publicysta, eseista, dziennikarz, przez wiele lat odpowiedzialny za problematykę polsko-niemiecką w dzienniku „Kurier Szczeciński”, do 2019 r. redaktor dodatku „Przez granice – Über die Grenzen”, obecnie już na emeryturze. Nazywa siebie obserwatorem i uczestnikiem niektórych wydarzeń, organizowanych przez Städtepartner Stettin e.v. od początku jego istnienia. Mówi, że o ile go pamięć nie myli, wszystko zaczęło się na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku od wycieczek seniorów z Berlina do Szczecina, szukających osób i instytucji, z którymi mogliby współpracować. W Szczecinie, trochę na wyrost, mówiło się wówczas o partnerstwie z Berlinem. Kilka lat później powstało Städtepartner Stettin-Kreuzberg, którego pierwszą przewodniczącą była pani Christiane Reuter. Bywało, że przyjeżdżała do Szczecina z Witkiem Kamińskim i innymi aktywistami Polskiej Rady Społecznej. 

– Do dziś obserwuję stowarzyszenie i od czasu do czasu uczestniczę w różnych wydarzeniach. Niepokoję się o losy stowarzyszenia. Zależy mi na tym, żeby istniało, działało aktywnie, zmieniało się i dostosowywało do dzisiejszych wymogów. 

– Co najbardziej podobało się panu w stowarzyszeniu?

– Przede wszystkim jego twórcy, aktywiści, siedziba w Regenbogenfabrik, taras nad dachami Kreuzberga, spotkania w bramie przy Lausitzerstraße i na podwórzu, spacery po Kreuzbergu. Czasy były wtedy burzliwe i pełne optymizmu. Myśmy się poznawali z twórcami stowarzyszenia, nawzajem odkrywaliśmy siebie. Myślę, że na Kreuzbergu było słychać Szczecin. Występował tam Teatr Kana i nawiązywał kontakty z offowymi teatrami Berlina, z twórcami Klubu Polskich Nieudaczników, niejeden raz koncertował też zespół Dikanda, inne zespoły, potem jeździł „Sklep z ptasimi piórami”. Szkoda, że w Szczecinie nie powstało miejsce, które jak Regenbogenfabrik stale kojarzono by ze stowarzyszeniem. Szczecin ma takie inspirujące miejsca.

Städtepartner współpracuje z radami przede wszystkim szczecińskiego osiedla Turzyn, a także Stołczyn. To dobrze. Szkoda jednak, że nie udało się w Szczecinie powołać odpowiednika Städtepartner e.V., stowarzyszenia o nazwie – powiedzmy: Partnerstwo Szczecin –Friedrichshain-Kreuzberg.

– Jakie jeszcze wydarzenia pan pamięta?

– Pamięć jest ulotna, a na dodatek czasem coś zmienia. Pamiętam m.in. sportową ligę młodzieżową, której współinicjatorami byli chyba Wolfgang Hahn, Stanisław Zaborowski i Zbigniew Zaucha, oraz obozy sportowe dla młodzieży, które chyba współorganizował Bernhard Müller. Niestety, tylko kilka razy zorganizowano warsztaty taneczne dla młodzieży, w których z Kreuzberga uczestniczyła młodzież turecka i kurdyjska. Były berlińsko-szczecińskie warsztaty filmowe i fotograficzne, wakacyjne tandemowe obozy językowe pod Gryfinem, współorganizowane przez Christinę Ziegler, wspólne akcje na rzecz ochrony Odry. Bardzo ciekawe były spotkania wszystkich partnerstw dzielnicy Friedrichshain-Kreuzberg, które w Nachbarnschafthaus przy Urbanstrasse organizował Wolfgang Hahn, a w których uczestniczyli m.in. burmistrzowie dzielnicy i prezydenci Szczecina. Odbywają się coroczne spotkania bożonarodzeniowe w Szczecinie i Berlinie, organizowane m.in. przez Ewę Slaską i Zbigniewa Zauchę, połączone z akcjami pomocy dla szczecińskich bezdomnych. Powiedzieć też trzeba o wycieczkach po Berlinie, Szczecinie i regionie. Nie uczestniczyłem w nich, bo nie wszędzie da się być, ale słyszałem bardzo pozytywne opinie. Podczas wszystkich takich spotkań rodziły się różne pomysły współpracy w sprawach społecznych, kulturalnych, partycypacji społecznej. 

– A wydarzenia najbardziej ważne dla Pana?

– Zielone Podwórka – pierwszy duży projekt dla Szczecina. Szczecinianie zwiedzali kiedyś Kreuzberg, oglądali i fotografowali modernizowane podwórka kamienic takich jak szczecińskie. Potem była wystawa fotograficzna w Berlinie i Szczecinie, a następnie powstawały podobne podwórka w Szczecinie. Również studenci Politechniki Szczecińskiej angażowali się w ten projekt. Z czasem szczecińska akcja Zielone Podwórka zupełnie się usamodzielniła, więc nie wszyscy już pamiętają, że Städtepartner zainspirowało tę akcję i razem z dzielnicą Kreuzberg przez kilka lat wspomagało ją finansowo.

Bardzo ważne i inspirujące były moim zdaniem spotkania, wystawy i podróże śladami Hermanna Stöhra i Stanisława Kubickiego, zainicjowane przez Wolfganga Hahna i Jochena Schmidta, a organizowane potem przez Ewę Slaską i kilka innych osób z Berlina i Szczecina. O obu tych postaciach koniecznie trzeba pamiętać. W Berlinie są ich upamiętnienia, w Szczecinie – niestety – nie. 

Uważam, że można by tworzyć swoistą bibliotekę szczecińsko-berlińską. Ukazała się już książka o cmentarzach, której autorami są Ewa Slaska i Michał Rembas. Można by pomyśleć o następnych, np. poświęconych architektom, którzy pracowali w obu miastach, czy też pisarzam i w ogóle twórcom takim jak: Alfred Döblin, Kurt Tycholski, Hans Fallada, Franz Hessel i współcześni: Brygida Helbig, Magda Parys, Ewa Slaska, Krzysztof Niewrzęda, Ryszard Dąbrowski, Uwe Rada. Gdy książki już są, stoją na półkach, można do nich wracać, odwoływać się, one są obecne. Przy okazji dodam: szkoda, że mały oddźwięk zwłaszcza w Szczecinie miała dwujęzyczna antologia esejów „Szczecin. Odrodzenie miasta”, która ukazała się w Poczdamie, a której redaktorem był gdańszczanin i berlińczyk Basil Kerski. 

– Czy jest według Pana jakaś główna idea, którą powinno kierować się Stowarzyszenie?

W działalności Städtepartner chodzi o tworzenie okazji do wzajemnego poznawania się mieszkańców obu miast, co jest piękne i pożyteczne. Ale też pamiętać trzeba, że stowarzyszenie nie działa w próżni, lecz w określonej sytuacji politycznej i społecznej. Powiem krótko: według mnie nie wolno zapomnieć, że w naszym berlińsko-szczecińskim wymiarze bardzo ważne są indywidualne przyjaźnie i znajomości, lecz istotny jest też ich kontekst, a mianowicie dobre stosunki polsko-niemieckie. Dla nas, mieszkańców polsko-niemieckiego pogranicza, przestrzeni między Polską a Niemcami, Szczecinem a Berlinem, a więc bardzo określonego miejsca w obu państwach i Europie, niezbędne jest ich pielęgnowanie. Możemy to robić i róbmy to.  

PRZYSZŁOŚĆ

– Stowarzyszenie ma 25 lat, a to zobowiązuje do dalszego działania. 

– Ma pani absolutną rację. Stowarzyszeniu potrzebna jest wiara w siebie. Brakuje mi twardej dokumentacji tego wszystkiego, czym było i jest. Wokół stowarzyszenia powinno się gromadzić więcej ludzi kompetentnych i znanych w obu miastach, a poprzez to wpływowych: intelektualistów, aktywistów społecznych, znawców spraw polsko-niemieckich i szczecińsko-berlińskich, artystów, polityków. Marzą mi się też spotkania, a może cykl publikacji, czy popularna książka, w której porównawczo omawiano by np. systemy polityczne, prawne i administracyjne Polski i Niemiec, bo Polacy i Niemcy bardzo mało wiedzą nawzajem o swoich państwach i sobie, skutkiem czego Niemcy nie rozumieją Polaków, a Polacy Niemców. Chodziłoby o to, aby tak pokazać różnice między obu państwami i krajami, aby przeciętny obywatel mógł lepiej je poznać i zrozumieć. Do tego nie wystarczy podnieść szlabany na granicy. 

– Na czym powinna polegać współpraca między polskimi a niemieckimi miastami?

– Partnerstwa między miastami polskimi i niemieckimi były licznie organizowane w latach 90-tych XX wieku i działały wtedy bardzo aktywnie. Szły śladami partnerstw istniejących wcześniej, jak m.in. Gdańska i Bremy, które właśnie obchodzi 50-lecie, czy Torunia i Getyngi. Dziś wiele partnerstw przeżywa kryzys, ale też przychodzą nowi, młodzi ludzie i szukają nowych inspiracji. Jeśli chodzi o Szczecin i Friedrichshain-Kreuzberg trzeba by najpierw dokładnie zdefiniować to partnerstwo. Uważam, że Städtepartner Stettin mogłoby zainicjować debatę na ten temat. Myślę również, że bardzo pożyteczna byłaby debata między zainteresowanymi mieszkańcami Szczecina i dzielnicy Friedrichshain-Kreuzberg, w której sami mogliby zaproponować, na czym dobra współpraca mogłaby polegać.